Mówi otwarcie o Szczęsnym. “On absolutnie tego nie przeanalizował”

Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Kto zagra w finale Ligi Mistrzów, Inter czy Barcelona?

Zbigniew Boniek, były reprezentant kraju oraz prezes PZPN: Mecz będzie otwarty. Inter inaczej broni niż Real Madryt, bardziej zabezpiecza bramkę. Jestem pierwszy, któremu gra Barcelony się podoba, zachwycam się nią, ale jak analizuję ich ostatni mecz z Realem w Pucharze Króla, to dwa gole stracili po katastrofalnych błędach. Z kolei piękna bramka Pedriego wzięła się stąd, że przebiegł sobie spokojnie trzydzieści metrów środkiem boiska i nikt nie zwrócił na niego uwagi. Z Interem takich akcji raczej nie będzie.

Inter ma lekką zadyszkę. Przegrał ostatnio dwa mecze w lidze i jeden w Pucharze Włoch.

Nie pomogły im te spotkania, są trochę przemęczeni, ale nie wydaje mi się, żeby było to widać w środę. Zresztą Barcelona też ma w nogach trudny mecz i 120 minut gry. Oczywiście – potencjał ofensywny Barcelony jest tak wielki, że mogą wygrać z każdym i nastrzelać goli. Na pewno dużo ryzykują. Ale żeby wygrać dwumecz, trzeba przede wszystkim dobrze zaprezentować się w defensywie. Tu widzę szansę dla Interu, który potrafi znakomicie się bronić i czasem wyjść z kontrą.

W półfinałach nie zagra Robert Lewandowski.

Wydaje mi się, że brak Roberta to przede wszystkim strata i ból dla… Roberta. Każdy przeciwnik obawia się Lewandowskiego, bo zawsze stwarza zagrożenie. Biorąc pod uwagę samą formę, to Ferran Torres w jakimś stopniu zastępuje Roberta. Jak Torres wchodzi, robi swoje. Może nie w takim samym procencie jak Lewandowski, ale też jest szalenie niebezpieczny. Zobaczmy, jak to wygląda w piłce: PSG straciło Kyliana Mbappe i dziś walczy o finał Ligi Mistrzów, a Mbappe gra już tylko w lidze. Ale jak Barcelona przejdzie Inter, to Robert będzie gotowy na finał. Po kontuzji organizm jest wypoczęty i bardziej głodny.

ZOBACZ WIDEO: Ale historia! Papież Franciszek z szalikiem Jagiellonii Białystok

Barcelona może zgarnąć w tym sezonie wszystkie trofea.

Już mają dwa, prawdopodobnie wygrają ligę hiszpańską. W Champions League droga po puchar jest krótsza, ale bardziej wyboista.

Jedno jest pewne: będzie finał Ligi Mistrzów z polskimi zawodnikami.

Musimy się przyzwyczaić do tego, że mamy dobrych piłkarzy grających w mocnych klubach, które rywalizują w poważnych rozgrywkach. Wojtek na pewno wejdzie do bramki Barcelony, nie wydaje mi się, że wróci Ter Stegen. Choć muszę powiedzieć, że z Realem, ten gol z rzutu wolnego Mbappe… Wojtek musi wziąć go na klatę, piłka leciała w stronę słupka, przy którym stał.

Inny będzie udział w tym dwumeczu Wojtka, a inny Nicoli Zalewskiego. Jest jeszcze wracający po kontuzji Piotr Zieliński. Ja bym jednak tych naszych polskich akcentów specjalnie nie wyróżniał. Są też akcenty argentyńskie, francuskie, angielskie i tak dalej. Dobrzy piłkarze podróżują, grają na całym świecie. Nie róbmy z tego oddzielnej historii.

Cieszymy się z małych rzeczy, bo o polskim klubie w Lidze Mistrzów możemy tylko pomarzyć.

Wolałbym, żeby to polski klub był w finale, niż polski piłkarz, ale na tę chwilę mówię o rzeczach niemożliwych. Najlepsi polscy piłkarze nie grają w kraju. Kiedyś w rozgrywkach klubowych dochodziliśmy wysoko, bo tak właśnie było. Za moich czasów Widzew miał wszystkich najlepszych zawodników. Górnik Zabrze dotarł do finału Pucharu Zdobywców Pucharów w latach 70., Legia dwa razy była w półfinałach europejskich rozgrywek, Widzew odpadł dopiero z Juventusem w półfinale Pucharu Europy.

Gdybyśmy stworzyli dwie drużyny tylko z naszych zawodników występujących za granicą, to śmiało powalczylibyśmy o półfinał czy finał jakichś pucharów. Dopóki nie będziemy mieli konkurencyjnych budżetów i jakości, możemy jedynie pomarzyć o wygraniu Ligi Konferencji czy dostaniu się do fazy ligowej Ligi Mistrzów.

Jest jednak małe światełko w tunelu – w tym roku Legia i Jagiellonia dotarły do ćwierćfinału Ligi Konferencji.

Im dalej będziemy dochodzili w tych rozgrywkach, tym będzie większa świadomość i chęć zainwestowania pieniędzy w polskie kluby.

Wojciech Szczęsny odszedł na emeryturę i zdobył już dwa puchary z Barceloną. Pan też zamierza w podobny sposób spędzać swoją? Niedawno opuścił pan struktury UEFA.

Wojtek absolutnie tego nie przeanalizował. W środku mentalnie był jeszcze piłkarzem. Jeżeli chodzi o mnie – jestem na razie z boku, ale jak to się mówi: “never say never”. Wszystko się w życiu może wydarzyć. Na dziś o niczym poważnym nie myślę.

Ostatnio piłka zeszła na dalszy plan wobec śmierci papieża Franciszka. Jak Rzym przeżywa ten czas?

Ktoś powiedział kiedyś piękne zdanie: piłka nożna jest najważniejszą z rzeczy nieważnych. Rzym jest do takich zdarzeń przyzwyczajony. To Stolica Apostolska. Za każdym razem, gdy umiera papież, to te osiem, dziewięć dni po jego śmierci wygląda podobnie. To nie tak, że ludzie zachowują się inaczej – jak ktoś jest cicho, to o kimś myśli, a jak jest uśmiechnięty, to zapomina. Nie. Jest tu trochę inna mentalność.

Włochy są krajem chrześcijańskim, ale na przykład odbywają się imprezy sportowe w Wielkanoc. U nas jest inaczej. Każdy ma inne podejście. Na pewno wszystkich zabolała śmierć papieża Franciszka. Był tu popularny, mile postrzegany, ale Rzym był na to przygotowany. Papież w ostatnich miesiącach miał swoje problemy zdrowotne i wszyscy czuli, że trudno będzie mu od nich uciec.

Jak jest teraz, przed wyborem nowego papieża?

Był pogrzeb papieża Franciszka, teraz jest oczekiwanie na konklawe. Jest atmosfera ciekawości. Pojawi się optymizm. Kto ma chęć, wybiera się tego dnia na Plac Świętego Piotra w Watykanie. Można wyjąć z garażu rower, skuterek, podjechać i uczestniczyć w prezentacji nowego papieża.

Pan się wybiera?

Oczywiście. Już sobie wyczyściłem mój rowerek i jak się zakończy konklawe, to jestem gotowy podjechać na plac watykański. Mam blisko. Odkąd mieszkam w Rzymie, zawsze uczestniczę w takich wydarzeniach. Byłem na pogrzebie Jana Pawła II, a później na ogłoszeniu papieża Ratzingera i Bergoglio. To będzie mój trzeci raz. Jestem katolikiem i nie wyobrażam sobie, by zabrakło mnie na takim wydarzeniu.

Najpierw jednak odbędzie się mecz Interu z Barceloną. Sercem będzie pan za włoskim zespołem?

Powiem inaczej: od dziecka jestem kibicem Realu Madryt. Nie można ode mnie wymagać, bym nagle przerzucił się na Barcelonę, ale nie mam nic przeciwko niej.

Nie jest to najłatwiejszy sezon dla fanów Realu.

Nie jestem “tifoso”, zagorzałym kibicem, tylko sympatykiem. To moim zdaniem drużyna źle skonstruowana. Za dużo jest gwiazd w jednym miejscu, do tego doszły kontuzje, ale Real zawsze jest niebezpieczny. W piłce nikt nigdy nie może wygrywać, nawet Real Madryt ma prawo do jednego słabszego sezonu. Nic więcej nie powiem z prostej przyczyny. Ich trenerem jest mój dobry kolega, z którym grałem w piłkę w jednym zespole. Nie przejmuję się tym jednak. Bardziej patrzę na Widzew. Oby nastały dla Widzewa lepsze czasy.

Kto zatem wygra w starciu półfinałowym?

Jeżeli wygra Barcelona, będę zadowolony, że Polacy idą z prądem. Daje Barcelonie 51 procent szans na awans do finału. 

Rozmawiał Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *